WANDA MAZIERSKA w całym regionie znana jest z pięknych patchworkowych poduszek, kołder i kap.

– Zawsze szyłam i haftowałam – mówi pani Wanda, która od 20 lat mieszka w Prądocinie.

– Kiedyś nie było ubrań z haka. Jak chciało się wyglądać, to się szyło – wspomina Wanda Mazierska i dodaje: – Ze strony mojej mamy cała rodzina miała dryg do szycia. Wszystkie cztery siostry mamy niesamowicie szyły, przerabiały. Ale nie zawodowo, szycie mamy w genach.

Pasja do pracy…

Pani Wanda ukończyła technologię drewna – ekskluzywny kierunek na Akademii Rolniczej w Poznaniu. W 1974 roku rozpoczęła pracę w gorzowskim Stolbudzie. To zajęcie nie dawało jej jednak satysfakcji. – Byłam ambitna, a tam standardem był brak jakości produkcji i atmosfera ukrytego bezrobocia – wspomina z niechęcią. Po pięciu latach odeszła z zakładu i rozpoczęła pracę w Zespole Szkół Budowlanych przy Okrzei, jako nauczyciel przedmiotów praktycznych: stolarstwa, technologii, obrabiarek i urządzeń do drewna. Tę pracę bardzo lubiła. – W przemyśle trzeba było się podporządkować, a w szkole mogłam przekazać z serca całą swoją wiedzę i pasję – tłumaczy.

… i praca przy pasji

W szkole pani Wanda uczyła nie tylko przedmiotów zawodowych, ale także techniki. – Na III roku studiów miałam studium gospodarstwa domowego. Zdobyłam świadectwo z zakresu dietetyki, kursu kroju i szycia oraz higieny połączonej z zasadami pierwszej pomocy. To mi otworzyło drogę do uczenia dodatkowego przedmiotu – wspomina.

Po urodzeniu trzeciego dziecka, w 1994 roku przeszła na zastępstwo do Ogólnokształcącego Zespołu Szkół nr 3 w Gorzowie. Początkowo pracowała, jako nauczyciel zajęć praktyczno-technicznych, a potem techniki. – Ale się wtedy działo! Pracownia krawiecka, pracownia dietetyczno-kulinarna, warsztaty majsterkowania. Zapach pieczonego ciasta drożdżowego czy pizzy roznosił się smakowicie po całej szkole – opowiada z uśmiechem. Niestety, przyszedł taki moment, że zlikwidowano zajęcia praktyczne w szkole. Została tylko teoria. Ale to już była – jak ocenia W. Mazierksa – gehenna. Technika bez pracowni nie miała sensu.

Jak więc zaczęła się przygoda z patchworkiem? Pani Wanda pamięta do bardzo dokładnie: – Wszystko zaczęło się 21 lat temu. Bardzo klasycznie. Podczas porządków szkoda mi było wyrzucić stare koszule męża. One poszły na pierwszy ogień. Uszyłam z nich kołderki dla dzieci… W dawnych czasach tkanina była towarem deficytowym. Jeżeli ubranie się zniszczyło, to nie wyrzucano go, tylko wycinano dobre kawałki i zszywano na nowo. Szyto wielowarstwowo z wkładem ocieplającym opończe i pledy podróżne.  Kiedy tkanina stała się bardziej dostępna, zapomniano o tym. A jak osadnicy zaczęli wyjeżdżać z Europy do Ameryki, tkanina ponownie stała się deficytowa. Znów każdy skrawek był odzyskiwany ze starych ubrań. Potem zaczęła się era ciucholandów. Dla mnie to skarbnice z bogatą różnorodnością faktur, kolorów i gatunków materiałów. Aż chce się szyć. Więc szyłam dla siebie, dla rodziny, znajomych, na prezenty... Nawet znana aktorka i reżyserka Krystyna Janda ma mój patchwork. I gorzowska artystka Magda Ćwiertnia.

Kolorowy świat patchworków

Królestwo pani Wandy znajduje się na strychu. Każdy, kto tam wchodzi, nie może się nadziwić, tyle tam zgromadzonych materiałów, wspaniałych tkanin. Do tego śmietnik z nici i resztek materiałów! Jeden patchwork to jeden tydzień pracy. Najwięcej czasu zabiera dobieranie i przycinanie materiałów. Samo szycie to już drobiazg. Ale trzeba się go nauczyć i nabrać dużego doświadczenia, by uszyte cudeńka miały klasę. Pani Wanda tłumaczy, że tworzenie patchworków to dla niej forma odpoczynku, ale też realizacja artystycznych wizji. – Wiem, że mam wyczucie smaku, gust. Ta praca wymaga też cierpliwości, a młodzi w tej chwili jej nie mają – zwiesza głos. – Jest inne tempo życia. Może cierpliwość przyjdzie z wiekiem? –zastanawia się i dodaje: – Nie zaniedbywałam nigdy obowiązków zawodowych i domowych. Tworzenie patchworków odbywa się tylko kosztem… telewizji i głupawych seriali, których nie oglądam. Pracuję przy muzyce. Najczęściej słucham Radia Plus, bo gra piękne i łagodne przeboje. Poszyję, poszyję, zrobię przerwę, pójdę do ogrodu, coś tam zrobię w kuchni. I ponownie wracam do szycia. Czasem zdarzy mi się, że nie odbiorę emerytury dla babci… Nie słyszę przy maszynie, kiedy listonosz przychodzi do domu.

Mówiąc o swojej pasji, pani Wanda cały czas się uśmiecha. – Kiedy biorę do ręki materiał, od razu wiem, co z niego będzie. Taki mam dar. Niektóre patchworki są tak skomplikowane, że nie są nawet na sprzedaż. Te pojedyncze egzemplarze stają się bezcenne.

Ewa Hornik

Polecane strony